Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
2798
BLOG

Janek

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Polityka Obserwuj notkę 49

                              

12 maja 2016 r. radni Platformy Obywatelskiej uniemożliwili nadanie Janowi Pietrzakowi tytułu „Honorowego obywatela Warszawy”.

 

       Inicjatywę uhonorowania wybitnych Polaków (także cudzoziemców), podjęli rajcy warszawscy w II Rzeczpospolitej. Wówczas tytuł taki otrzymali: J. Piłsudski, I. Paderewski, M. Skłodowska-Curie, J. Haller, M. Weygand, F. Foch, L. Żeligowski, H. Hoover, E. Kierbedź. Ta krótka lista - raptem 9 osób - a także zestaw nazwisk beneficjentów świadczą o tym, jak w okresie międzywojennym zadbano o utrzymanie jak najwyższej rangi przyznawanego tytułu. W III Rzeczpospolitej stało się inaczej i po reaktywowaniu w roku 1992 przyznawania tytułu „Honorowego obywatela Warszawy”, nastąpiła jego inflacja, co było nieuniknione w sytuacji, gdy radni Warszawy przyznali ów tytuł…64 osobom. Nie oznacza to, że na tej długiej liście nie znalazły się osoby niebywale zasłużone i spełniające najwyższe standardy, że wymienię tylko: Jana Pawła II, Ryszarda Kaczorowskiego, Witolda Pileckiego, Irenę Sendlerową, Jana Olszewskiego czy Jerzego Waldorffa. Zdarzają się jednak nazwiska, nazwijmy to delikatnie „nieprzemyślane” i u tych, którzy w interenecie zechcą przeczytać pełną listę, może pojawić się dysonans poznawczy.

                               Kabaret pod Egidą i Piwnica pod Baranami

          Zestawiam te dwa kabarety nie bez powodu, chociaż w istocie niemal wszystko je dzieliło (i nadal dzieli), a łączy jedynie fakt, że przez dekady uchodziły za kultowe, a także ze względu na szczególną rolę jaką odegrali ich nieformalni szefowie: Jan Pietrzak i zmarły 19 lat temu Piotr Skrzynecki.

          Zacznijmy od Piwnicy, która była kabaretem artystowskim, z pewnym wdziękiem na swój sposób narcystycznym. Stworzyli go ludzie wybitnie utalentowani:  poeci, aktorzy, wspaniali muzycy i kompozytorzy, genialni wykonawcy. Piwnica miała swojego guru, ale przede wszystkim stałą siedzibę w znakomitym punkcie Krakowa przy Rynku Głównym. Cechą szczególną Piwnicy pod Baranami było ukształtowanie się środowiska piwnicznego – sporego, ale jednak zamkniętego kręgu ludzi, którzy przyjaźnili się z twórcami, przychodzili do siedziby kabaretu nie tylko na spektakle, ale żeby podyskutować o literaturze, o nowych trendach w sztuce, lub choćby po to, by w dobrym towarzystwie wychylić kielicha. W czasach nudnego i siermiężnego Peerelu, Piwnica stanowiła w Krakowie oazę wolności intelektualnej i artystycznej, a ponieważ twórcy kabaretu omijali z wdziękiem drażliwe tematy polityczne – władze komunistyczne patrzyły przez palce na skrzący się dowcipem i zwariowanymi pomysłami korowód prowadzony przez Piotra Skrzyneckiego. Istotnym powodem tej łagodności był dodatkowo fakt, że środowisko piwniczne było zamknięte, artyści – to oczywiście lekka przesada – grali i śpiewali głównie dla swoich przyjaciół i znajomych, a unoszący się nad spektaklami duch młodopolski w galicyjskim wydaniu nie był, jak uznały krakowskie władze partyjne, szczególnie groźny dla komunistycznej ortodoksji.

          Warszawska Egida miała zupełnie odmienny charakter – to był od samego początku kabaret polityczno-literacki. Wybór takiego profilu oznaczał dla jego twórców, a zwłaszcza szefa kłopoty, jak się okazało - nie przemijające. I nie myślę tutaj o wieloletnich zmaganiach z cenzurą, gdyż z tym pan Janek i inni piszący do Egidy autorzy, a także wykonawcy ćwiczący w tym slalomie swój warsztat aktorski – dawali sobie całkiem nieźle radę. Zwłaszcza, gdy na widowni siedział życzliwy cenzor. Komunistyczna władza, jak ćwierkały wróble na dachu, traktowała Kabaret pod Egidą jako swoisty wentyl bezpieczeństwa. A ponieważ twórcom Egidy zależało na jak najliczniejszej publiczności, to bonzowie partyjni  co pewien czas tracili cierpliwość do żartów pana Janka i kabaret musiał się wynosić z dotychczasowej siedziby. Doprawdy trudno jest wymienić wszystkie adresy, gdzie występowała Egida, skąd tradycyjnie ją wyrzucano. Ten obyczaj eksmisyjny nie ustał nawet wtedy, gdy nastąpiła zmiana ustroju i zniesiono cenzurę. Przeciwnie, w III RP jakby się nasilił. Wydaje się to niepojęte, ale dla dyrektorów trzech warszawskich domów kultury udzielenie Egidzie czasowej gościny, zakończyło się utratą pracy. Jeszcze bardziej dziwić musi fakt, że dla publicznych mediów – Polskiego Radia i TVP – Jan Pietrzak stał się w wolnej Polsce wielkim nieobecnym. Czyżby persona non grata?!

       To jakże skrótowe zestawienie kultowych kabaretów, warszawskiego i krakowskiego, nie miało służyć jakiemukolwiek wartościowaniu: oba miały i mają swój dorobek i wkład do polskiej kultury. Warto jest jednak zwrócić uwagę na jakże odmienny sposób potraktowania wspomnianych kabaretów przez włodarzy obu miast. W Krakowie Piwnica stała się jedną z kulturalnych wizytówek tego miasta i działa pod egidą lokalnej władzy, a jej guru, Piotr Skrzynecki, wcześniej żyjący trochę jak kloszard, otrzymał od miasta mieszkanie i na 3 lata przed śmiercią – tytuł Honorowego obywatela Krakowa.

                                                          Do hymnu…

       Gdy w roku 1918 odzyskaliśmy niepodległość i rodziła się II Rzeczpospolita – Polska nie miała hymnu. Trzeba było czekać 9 lat by sejm zdecydował, że będzie  nim „Mazurek Dąbrowskiego”. Dla porządku warto przypomnieć, że z „Mazurkiem” konkurowały wówczas: „Rota”, „Bogurodzica”, „Warszawianka” i „My, pierwsza brygada”.

       Dzisiaj, gdy padają słowa: „do hymnu” - wszyscy wstają na baczność, a jeśli odbywa się to w obecności kompanii honorowej, żołnierze prężą się i prezentują broń. Hymn jest jedynym utworem muzycznym, w trakcie wykonywania którego obyczaj nakazuje takie właśnie zachowanie. Ale w Polsce od z górą trzydziestu lat stała się rzecz niezwykła. Gdy zaintonowana jest pieśń „Żeby Polska była Polską”… wszyscy wstają. Nikt tego nigdy nie zadekretował, żaden organ władzy państwowej nie zajął w tej sprawie stanowiska, a Polacy, w spontanicznym odruchu, przez nikogo nie inspirowani uznali, że ten utwór należy śpiewać lub wysłuchać – tak jak hymn państwowy – na stojąco.

       Słowa „Mazurka Dąbrowskiego” pisane przez Józefa Wybickiego w innej epoce historycznej brzmią dzisiaj nieco dziwacznie. Nakazuje, żebyśmy maszerowali po to, aby się złączyć z narodem, żebyśmy się wzorowali na Napoleonie i wsłuchiwali w tarabany. Tekst Jana Pietrzaka też nawiązuje do historii, ale zawiera jasne dla każdego polskiego patrioty, wciąż aktualne,  nieprzemijające przesłanie. Pewnie dlatego ludzie wstają…

                                                       Stańczyk

       W jednym z pierwszych programów Egidy, bodajże w roku 1967, zespól kabaretu śpiewał na finał: „Wspominajcie nas po latach przyjaciele, waszych błaznów, waszych rozśmieszaczy, gdy życiorys porządkując własny, wasza pamięć i o nas zahaczy..”Stosując się do tego wyzwania przypominam, jak przed pół wiekiem, w okresie tzw. późnego Gomułki, niespełna trzydziestoletni wtedy Janek Pietrzak został z własnego wyboru BŁAZNEM(użycie wyłącznie dużych liter nie jest przypadkowe). Janek nie założył błazeńskiej czapki z dzwoneczkami, a tylko maskę roztropnego wesołka, która umożliwiała pokazywanie na prostych przykładach absurdów i niegodziwości systemu, w którym przyszło nam żyć. Dywagując w kraju powszechnych niedoborów o braku części zamiennych, dochodzi do wniosku, że wprowadzenie naszego systemu na Saharze musi doprowadzić do tego, że zabraknie tam piasku. Albo analizując zaczerpnięty z „Kapitału” Marksa i Engelsa prosty wzór na tzw. wartość dodatkową, dochodzi do wniosku, że beneficjantami w Polsce nie są ci, którzy ją wytwarzają, tylko zgoła ktoś inny. Komentując zaś fakt impeachmentu prezydenta Richarda Nixona, nie może się nadziwić, że przyczyną było przyłapanie go na kłamstwie. Widownia, której przyszło żyć w kraju zbudowanym na kłamstwie, tarza się ze śmiechu.

                                                 Towarzystwo Patriotyczne

       Ideą fixe Jana Pietrzaka jest upamiętnienie w Warszawie zwycięstwa nad bolszewikami w roku 1920 – najlepiej w postaci Łuku Triumfalnego. Próbował natchnąć tą ideą przedstawicieli świata politycznego i samorządowego. Niektórzy kiwali głowami, ze pomysł słuszny, ale skąd wziąć pieniądze, inni patriotyczne wynurzenia Pietrzaka puszczali mimo uszu. Dosyć – pomyślał Janek – tego kołatania do pustych serc i tępych główi…założył Towarzystwo Patriotyczne, którego głównym celem jest doprowadzenie do tego, żeby w 100 rocznicę Bitwy Warszawskiej stanął w stolicy Łuk Triumfalny. Zostało jeszcze 4 lata, czasu niby sporo, póki co Janek odbywa kwerendy w środowiskach polonijnych w USA i Kanadzie, gdyż tam znajduje większe zrozumienie dla swojej idei.

                                                            Hańba

       Jan Pietrzak jest postacią wybitną, człowiekiem niebywale zasłużonym dla Polski i Polaków. Zablokowanie przez radnych PO nadania mu tytułu „Honorowego obywatela Warszawy”, na który zasłużył jak rzadko kto, jest nikczemnością i draństwem. Rzeczą przygnębiającą jest, że o tytule honorowym decydować mogą w Warszawie ludzie, którzy niewiele mają z honorem wspólnego.

       I już na zakończenie. Wiemy, że nad Wisłą są środowiska, traktujące patriotyzm jako obciążenie, a nie jako obowiązek i jak w przypadku Janka – miłość do Polski nade wszystko. Dla takich środowisk postawa Janka jest anachroniczna, skutkująca niechęcią, a w najlepszym przypadku wzruszeniem ramion. Wydawałoby się, że obecna władza, a zwłaszcza prezydent Andrzej Duda, wyznają te same co Janek Pietrzak imponderabilia.

       Gdy 3 maja prezydent RP odznaczył 7 osób Orderem Orła Białego, nie było wśród nich Jana Pietrzaka. Nie wiem kto doradzał prezydentowi w tej materii, gdyż ciągle nie ma kapituły tego orderu, przyjmijmy więc, że było to niedopatrzenie, które zostanie szybko naprawione.

 

Tekst ten ukaże się w najbiższym numerze "Obywatelskiej".

 

 

  

 

Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka