Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
3231
BLOG

Inka

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Polityka Obserwuj notkę 37

 

 

 

Już nie zostanie agronomem

„Ciemny”, a „Świt” – księgowym

„Marusia” – matką, „Grom” – poetą

Posiwia  śnieg ich młode głowy

Zbigniew Herbert „Wilki”

 

Pod twój pomnik zaprowadzę swoje dzieci

Raper Tadeusz Polkowski „Tadek” – „Niewygodna prawda”

 

 Gdy stanęła przed plutonem egzekucyjnym nie miała jeszcze 18 lat. Zanim żołnierze wykonujący tę katowską służbę usłyszeli komendę: „Ognia” – zdążyła krzyknąć: ”Niech żyje Polska!”. Na widok tak młodziutkiej dziewczyny żołnierzom musiały zadrżeć ręce – nikt nie trafił do stojącego o kilka metrów celu. Zgodnie z regulaminem Danutę Siedzikównę,  ps. „Inka”, zastrzelił z broni osobistej dowódca plutonu ppor. Franciszek Sawicki.

Kilka dni temu w krakowskim Parku Jordana popiersie Inki stojące w Alei Zasłużonych Polaków zostało zdewastowane. Przez nieznanych sprawców.

 

Nie miała nawet 16 lat kiedy składała przysięgę wstępując do Armii Krajowej. Była już wtedy sierotą: matkę zamordowało gestapo, ojciec nie przeżył doświadczeń sowieckiego gułagu i wprawdzie, choć dotarł do Armii Andersa – zmarł z wycieńczenia w Teheranie w 1942 roku. Inką i jej dwiema młodszymi siostrami zaopiekowała się babcia, do której na kilka dni przed swoją śmiercią za pośrednictwem sióstr zakonnych wysłała z gdańskiego więzienia swój ostatni gryps.

Działalność konspiracyjna Inki nie ustała wraz zakończeniem II wojny światowej – kontynuowała ją w znacznie trudniejszych niż za czasów niemieckiej okupacji warunkach, w oddziałach tej części brygady wileńskiej AK, które nie chciały złożyć broni. Dowódcą tych rozproszonych oddziałów był major Zygmunt Szendzielarz,  ps. „Łupaszka”, niezłomny żołnierz podziemia antykomunistycznego, na którego polowali przez lata siepacze komunistyczni, by dopaść go i zamordować w mokotowskim więzieniu. Rola młodziutkiej Inki była skromna; dziewczyna przeszła krótkie przeszkolenie medyczne i została sanitariuszką. Gdy wraz z „chłopcami z lasu” szła na akcję, nie miała ze sobą broni, tylko torbę z medykamentami. Wpadła 20 lipca 1946 r. w „kocioł” w Gdańsku, gdyż adres konspiracyjny pod który się udała, żeby otrzymać lekarstwa, został zdradzony przez aresztowaną przez UB i torturowaną łączniczkę „Łupaszki”.

Inka zachowała się inaczej – mimo tortur nie powiedziała ubekom ani słowa, a jej upór i niezłomność rozjuszały tylko oprawców i nakręcały do zastosowania najokrutniejszych tortur. Inka nie uległa -  ta drobna dziewczyna, właściwie jeszcze dziecko, nie dała się złamać i jak nikt inny zasłużyła na miano „żołnierza niezłomnego”.

Jej oprawcy zapewne też doszli do takiego wniosku, bo dwa tygodnie od aresztowania stanęła przed sądem. Prokurator wojskowy Wacław Krzyżanowski zażądał dla Inki kary śmierci, a sąd pod przewodnictwem mjr. Adama Gajewskiego (zapamiętajmy te wszystkie nazwiska!) 3 sierpnia 1946 r. wyrok taki  – w trybie doraźnym – wydał. Ponieważ nie można się było odwołać, pozostała tylko ścieżka wystąpienia do prezydenta Bolesława Bieruta - z prośbą o łaskę. Adwokat dany Ince „z urzędu” napisał podanie, w którym oddział, do którego należała nazwał „bandą”. Pod tym podaniem pisanym w pierwszej osobie liczby pojedynczej – tak jakby wyszło spod pióra Inki – nie ma jednak jej podpisu, a tylko adwokata. Inka nie podpisała się. Nie chciała prosić o łaskę. Czekając na egzekucję, która nastąpiła też w terminie ekspresowym, bo po niespełna  4 tygodniach od zapadnięcia wyroku, zdążyła wysłać wspomniany gryps. Jest w nim zdanie, które warto zapamiętać: ”Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.

Już tylko dla porządku trzeba dodać, że miejsce pochówku Inki, zgodnie z ubeckim obyczajem, zostało utajnione i nie jest znane do dziś. Ktoś może spytać o los sprawców tego sądowego mordu. W III RP przed sądem stanął jedynie prokurator Wacław Krzyżanowski domagający się dla nieletniej Inki kary śmierci. Został...uniewinniony!!!

Czy w takim klimacie możemy się dziwić, że profanowane są pomniki polskich bohaterów? Możemy się oburzać, ale nie powinniśmy się dziwić. Gdy nieliczni oprawcy polskich patriotów stawali przed sądami III RP i niektórzy otrzymywali nawet jakieś symboliczne wyroki, to niejako przy okazji okazywało się, że ich ofiary ( świadkowie oskarżenia), którym udało się jakoś przeżyć po wyniszczających zdrowie miesiącach przesłuchań i latach więzienia, otrzymują 2-3 krotnie niższe emerytury od byłych ubowców. Potem, co prawda, to trochę skorygowano, ale i tak ofiary procesów stalinowskich mogą tylko zamarzyć o takich emeryturach jakie otrzymują do dzisiaj utrwalacze władzy ludowej. Ktoś powie, że zapewne nie jest to, jakby to określiła Inka „tak jak trzeba”, ale przecież, jak wmawiają nam postkomuniści,  państwo ma ważniejsze problemy, niż zajmowanie się przeszłością…

Jak jednak w tym kontekście ma ocenić niezwykłą i kosztowną podatnika troskliwość Hanny Gronkiewicz-Waltz o zachowanie w centrum Pragi pomnika „braci śpiących” – symbolu kilkudziesięcioletniego uzależnienia Polski od Związku Sowieckiego? I co ma pomyśleć obywatel, gdy okazało się, że władze sfinansowały pomnik krasnoarmiejcom, którzy polegli w wojnie 1920 roku,  kiedy celem bolszewików - co warto przypomnieć – było utopienie Polski we krwi i odebranie jej raz na zawsze niepodległości? W takim zamieszaniu pojęciowym i symbolicznym można się w istocie pogubić, a odpowiedzialnymi za to zamieszanie jest nikt inny jak obecne władze państwowe i samorządowe, dziwnej proweniencji.

Wybryk ze zdemolowaniem pomnika Inki nie jest niestety odosobniony. We wspomnianej krakowskiej Alei Wielkich Polaków podobny los (i to dwukrotnie) spotkał pomnik płk. Ryszarda Kuklińskiego. W Bielsku-Białej zniszczono tablicę poświęconą ofiarom katastrofy smoleńskiej.

 

X                                             x                                           x

Na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie są kwatery Szarych Szeregów – m.in. „Zośki” i „Parasola”. 1 sierpnia, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, tysiące warszawiaków zapala tam znicze. Ogromne wrażenie robią napisy na tabliczkach przybitych do brzozowych krzyży: szeregowiec „Ryś” – lat 17, sanitariuszka Kinga” – lat 19, kapral „Sosna” – lat 20…. Są tez i młodsi.  Słyszy się często wypowiadane szeptem westchnienie: „Tacy młodzi” . Gdy wybiła godzina „W” poszli walczyć, bo „tak było trzeba” . Ale oni zginęli w walce z Niemcami. Ich śmierć miała symbolikę wzniosłości i patosu. I nie został po nich „drwiący śmiech pokoleń”.

Inaczej jest z bohaterami antykomunistycznego podziemia, nie wiadomo dlaczego nazywanymi dziś w poniżający ich sposób  „żołnierzami wyklętymi”. Inaczej jest z Inką, która nie ma swojego grobu i która też u progu dorosłości straciła życie. Ale nie zginęła w walce -  została zamordowana przez ludzi, którzy mówili takim samym jak ona językiem.

 

Tekst ukaże się w najnowszym numerze czasopisma "Prawda jest ciekawa" 

 

 

 

 

 

 

 

Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka